11 lipca 2014



Rozdział I


oczami Lauren



Na skórze poczułam lekki powiew wiatru. Zamyślona wpatrywałam się w szeroko otwarte okno. Białe firany tańczyły na wietrze, nie kontrolując swych ruchów, będąc poddane jakimś silnym, dziwnym siłom. W pokoju unosił się przyjemny zapach wilgoci po deszczu. Podeszłam do okna i dokładnie przyjrzałam się scenerii starego, szkockiego miasta Paisley. Żaden malarz nie mógłby tak idealnie przekazać tego widoku na płótnie. W oddali można było dostrzec niewysokie, porośnięte gęstym lasem góry. Na niebie widniała tęcza, a jaskółki fruwały tak energicznie, jakby miały pokazać wszystkim swą niekończącą się euforię. Zamknąwszy oczy, wsłuchiwałam się śpiewom ptaków. Po chwili, jedna z jaskółek, usiadła na parapecie i zaczęła wesoło świergotać. Nie trwało to długo. Ptasi koncert zagłuszył pisk opon. Na ogół spokojna ulica była dzisiaj wyjątkowo zatłoczona. Młodzi, elegancko ubrani uczniowie, biegali jak szaleni, spoglądając gorączkowo na zegarki. Otarłam twarz i westchnęłam, przypominając sobie o szkole.

Stres przed tak ważnym i znaczącym dniem zżerał mnie od środka, nie dając zmrużyć oczu i zasnąć chociażby na chwilę. Moja bliźniaczka Olivia, która spała smacznie w moim łóżku, nie traktowała poważnie dzisiejszego dnia. Wydawało mi się, że w ogóle nie była zdenerwowana. Cholera, zazdroszczę jej tego, że jest taka pewna siebie i podchodzi do wszystkiego z dystansem. Jednak Liv jak każdy człowiek ma też słabe strony… Dziś w nocy przyszła do mnie, ponieważ dręczyły ją nieustanne koszmary.

 – Dziewczęta, pora wstawać! – W drzwiach stanęła mama, która wyrwała mnie z zamyślenia.

Na jej twarzy widniał promienny, szczery uśmiech. Skakała z radości jak mała dziewczynka, potrząsając przy tym swoimi krótkimi blond loczkami. Nie był to codzienny widok. Mama często chodziła smutna, zamyślona… Jej głębokie, jasne oczy niezależnie od samopoczucia, zawsze sprawiały wrażenie przepełnionych żalem i melancholią. Na pierwszy rzut oka wyglądała na bardzo tajemniczą osobę. Czasem wydawało mi się, że jest nieszczęśliwa. Ale ona po prostu taka była.

  Stresujesz się – stwierdziła mama, po czym podeszła do mnie i odgarnęła z twarzy mój ciemny kosmyk włosów.

A ty nie stresowałaś się w dzień ukończenia szkoły? – zapytałam wtulając się w nią.

– Trochę tak. Rozstanie ze znajomymi, wyjazd na studia, wkraczanie w dorosłe życie… To wszystko trochę mnie przerastało – westchnęła przeciągle. - Ale z drugiej strony byłam ciekawa tych wszystkich zmian, które mnie czekały.

– Szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć jak wszystko się dalej potoczy. Jeśli coś źle pójdzie, nie będę mogła z tego wybrnąć. Boję się tego  –  przyznałam się bez wahania.

– Lauren, nie możesz uciekać od pewnych spraw, bo i tak ciebie nie ominą. Mnie w życiu spotkało dużo przykrości, ale staram się o nich zapomnieć. – Odruchowo spuściła wzrok. – Mam was i czuję się szczęśliwa.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Miała rację. Muszę nauczyć się myśleć pozytywnie. Co prawda kończę szkołę, która jest dla mnie drugim domem, ale zaczynam nowy etap w swoim życiu. Dziś dostanę świadectwo z wyróżnieniem i dowiem się, gdzie będę mogła dalej studiować. Ponadto, moje stypendium pokryje większość kosztów. Być może będzie to uniwerek w Oxfordzie albo nawet Harvard… Kurcze, nie mogę się doczekać! Uwielbiam moją szkołę za to, że daje nam tyle wspaniałych możliwości.

       – Która godzina? – odezwała się nagle zaspana Olivia, po czym spojrzała na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał godzinę dziewiątą. Cholera, została niecała godzina do apelu! Czemu mnie nie obudziłyście?! Nie zdążę się wyszykować! krzyczała podenerwowana, po czym w mgnieniu oka pognała do łazienki.

Cała Olivia… – Przewróciłam oczami i spojrzałam na zamykające się z hukiem drzwi mojego pokoju.  – Zapewne teraz całą godzinę będzie siedzieć zamknięta w czterech ścianach.

Nigdy nie mogłam zrozumieć, co ona tak długo robiła w tej łazience. Potrafiła tam siedzieć godzinami, nie przejmując się kolejką oczekującą na wejście… Zawsze wkurzało mnie to do tego stopnia, że często nie mogłam powstrzymać się od ukrócenia czasu, który Olivia spędzała w wannie, co prowadziło do niechcianych rękoczynów.

– Och, zapomniałam wziąć ze sobą ubrania. – Liv wróciła się do pokoju i zabrała ze sobą czarną elegancką sukienkę leżącą na krześle. – O i Lauren… Słyszałam wszystko. Wiedz, że nawet najmniejszy szept dotrze do moich uszu. A więc najlepiej zamknij się, delikatnie mówiąc – odparła, posyłając mi ironiczny uśmieszek.

Miałam ochotę wstać i jej przywalić! Olivia od dziecka zgrywa wredną, chłodną żmiję z cholerną manierą w głosie, co w pełni pozwala jej królować na szkolnym korytarzu, gdzie czuje się jak ryba w wodzie. Ponadto należy do tak zwanej elity. A ja… Spokojna, rozważna dziewczyna, którą uwielbiają nauczyciele i wszyscy dorośli. Totalne przeciwieństwo tej gwiazdy! Przynajmniej jestem sobą i za nic w świecie nie chciałabym być tą ciemniejszą, bliźniaczą duszą.

– Lauren, może twoja siostra ma rację. Jak chcesz, żeby tata zawiózł nas do szkoły, musisz się pospieszyć – rzekła mama.

– Czy ty ją właśnie popierasz? Jak zwykle to ja jestem ta złą… – westchnęłam. – To raczej ona powinna się pospieszyć. Zdążyłaby, gdyby się tyle nie pindrzyła. Niech sobie nie myśli, że jak będzie tam siedzieć godzinami to wyjdę na zakończenie w pidżamie i w klapkach w wilczki. Nie, ona nie może zepsuć mi dzisiejszego dnia!

Po skończeniu mojej „przemowy“ burknęłam złośliwie. Nie wiedząc czemu, wydawało mi się, że wszyscy są przeciwko mnie.

– Po prostu rób cokolwiek – mama zmierzyła mnie wzrokiem, po czym wyszła. Chyba trochę zmęczyła ją moja paplanina.

Nie narzekając już dłużej, zabrałam się do szykowania. Wyjęłam z szafy moją śliczną, białą sukienkę z koronką. Ubrałam się i upięłam włosy w ciasnego koka. Kiedy siostra wyszła z łazienki, umyłam zęby oraz twarz, umalowałam się delikatnie i pognałam szybko krętymi schodami na dół. Mieszkaliśmy w dwupiętrowej, bliźniaczej kamiennicy z 1925 roku. Uwielbiałam to pachnące historią, zabytkowe miejsce. Rozglądnęłam się dookoła. Nikogo nie było. Wszyscy czekali na mnie w samochodzie. Ubrałam dziesięciocentymetrowe czarne szpilki, poprawiłam się w lustrze, zamknęłam drzwi i pobiegłam do samochodu.

        A już myślałem, że się ciebie nie doczekamy – burknął niecierpliwy tata.

Nieważne. Ten dzień mimo wszystko będzie dobry.



oczami Olivii



W drodze do szkoły panowała wyjątkowa cisza. Wszyscy siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w piosenkę ,,Feeling good” Michaela Buble. Jedynie tata nucił melodię, nie znając kompletnie słów. Droga straszliwie mi się dłużyła, choć to zaledwie 10 minut jazdy. Chciałam wyjść stąd jak najszybciej i znaleźć się na auli, gdzie będę oczekiwać na wyczytanie swojego imienia i nazwiska przez dyrektora. Nigdy w życiu nie byłam tak podekscytowana jak teraz! Zawsze marzyłam o wyjeździe z tego nudnego, deszczowego kraju, a moje stypendium miało otworzyć mi okno na świat.

Spojrzałam ukradkiem na naburmuszoną Lauren, która ślepo wpatrywała się w spływające po szybie krople deszczu. Cały czas sprawdzała godzinę, a jej ręce lekko drżały. Wyglądała na bardzo zestresowaną.

Lau, wszystko ok? – przerwałam ciszę.

Tak, tak… wycedziła przez zaciśnięte zęby

Zdecydowanie było z nią coś nie tak. Jej ciało drżało coraz bardziej z minuty na minutę, wzrok stał się nieobecny. Przestała reagować na wszelkie zaczepki, a po chwili zrobiła się blada jak ściana. Ścisnęła moją rękę tak mocno, że musiałam powstrzymywać się od okrzyku. Z początku myślałam, iż siostrę męczy stres przed wystąpieniem na auli pełnej ludzi, ale to nie było to… Zachowywała się tak jakby ją coś opętało.

Lauren, cholera, odezwij się – wyszeptałam do niej tak, aby rodzice siedzący z przodu nic nie usłyszeli. Mama zaraz wpadłaby w panikę i narobiłaby niepotrzebnego hałasu.

Lauren siedziała w bezruchu jeszcze przez dobrą chwilę, po czym powoli zaczęła się uspokajać. Rozluźniła dłoń na moim przegubie i stopniowo zaczęła nabierać normalnych kolorów.

– Już dobrze… –  odparła bez przekonania. – Nie zadawaj pytań. Opowiem ci wszystko jak wrócimy do domu.

– Masz szczęście – odetchnęłam z ulgą. - Bo już miałam cię walnąć w łeb, żebyś się wreszcie ogarnęła.

Zmroziła mnie wzrokiem. Nikt nie odezwał się słowem aż do końca drogi. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wokół krążyli niespokojni uczniowie i nauczyciele. Pasiley Public Charter School obejmuje naukę od lat przedszkolnych aż do ukończenia szkoły średniej. Spędziłam tu większość swojego życia. Szaro-biały, zadbany budynek w stylu klasycystycznym znajduję się w dużym parku, a ogromne wejście z dwóch stron otoczone jest wysokimi kolumnami, które podtrzymują zwieńczenie w postaci tympanonu* z napisem „Pasiley School”. Kogoś, kto widzi tą szkołę po raz pierwszy, może dziwić zaskakująca ilość okien.

Udaliśmy się długim korytarzem do auli, przeciskając się przez tłum rechoczących licealistów. Biała, nieduża sala nie była jakoś niezwykle przystrojona. Na środku stał podest z miejscem na przemówienie, projektor do filmu i specjalne krzesła dla wyróżnionych uczniów, na których miałyśmy zasiąść. Z tyłu rozwieszona była ogromna, granatowa płachta, którą wyciągali na wszystkie ważne uroczystości, z przyczepionymi zdjęciami absolwentów i napisem „Koniec roku szkolnego 2013/2014”. Trybuny, na których siedzieli uczniowie, nauczyciele i rodzice, były przystrojone biało-bordowymi serpentynami. Wraz z Lauren odnalazłyśmy Julię, Kate, Iliad i kilka innych znajomych osób, którzy z przejęciem rozmawiali o jakiejś nowej kontrowersyjnej parze w naszej szkole. Nie byłam zainteresowana żadnymi sensacjami. Bardziej martwił mnie stan Lauren…

– Kochani, proszę o spokój! – odezwała się znienacka pani dyrektor. Była niziutką, słodką brunetką w śmiesznych okularkach i malutkich bucikach, która zawsze potrafiła poprawić humor. – Powstańmy, aby odsłuchać hymnu szkoły. Baczność proszę!

Rozległa się poważna, dobijająca muzyka, przy której zawsze czułam się jak na pogrzebie. O dziwo wszyscy stali w skupieniu do samego końca. Zaraz potem zjawił się pan Robbins, dyrektor szkoły, który pozwolił zebranym usiąść.

– Witam wszystkich uczniów, nauczycieli, rodziców oraz radę pedagogiczną. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na tę chwilę – pełną radości i łez wzruszenia, dzięki której niektórzy absolwenci dostaną wyjątkową szansę na studia w…

I tu nastała chwila ciszy. Wszyscy bez wyjątku oczekiwali momentu, kiedy to najważniejszy przedstawiciel szkoły mówi, gdzie najlepsi uczniowie będą się uczyć. Widziałam jak Kate dobrała się z nerwów do swoich paznokci. Ludzie stali jak słupy soli, a dyrektor nadal przedłużał tę niecierpiącą zwłoki chwilę. Gdy jego usta zaczęły się powoli otwierać, w głowie usłyszałam cyrkowy bębenek, który dodał dramatyczności sytuacji.

– W Grecji.

Wreszcie to powiedział! Ludzie zaczęli wiwatować, cieszyć się razem ze szczęśliwcami, którzy wybiorą się na studia do tego pięknego, gorącego kraju. Iliad, która jest stuprocentową Greczynką zaczęła płakać z radości. Nikt się tego nie spodziewał! Zwykle uczniowie jeździli do takich miejsc jak USA, Kanada, Anglia… Na początku byłam nieco zaskoczona i zastanawiałam się po jakim języku będziemy się tam uczyć.

– Zanim przejdę do sedna sprawy, chciałbym zaprezentować listę wybitnie uzdolnionych uczniów, którzy będą mieli przyjemność studiować w pięknym, górzystym miasteczku Litochoro, które… uwaga, uwaga… znajduje się nad morzem! – Podniósł energicznie ręce do góry, a ludzie zaczęli głośno klaskać. – Oto dwunastka najlepszych absolwentów Pasiley Public Charter School, którzy zdali egzaminy końcowe co najmniej na 95% i uzyskali najlepsze oceny w całej szkole…

Zaczerpnął oddechu, przeczesał swoją siwo-brązową kozią bródkę i zaczął czytać listę w eleganckiej, skórzanej teczce:

– Katherine Bell… – Kate poprawiła niedługie, proste jak drut blond włosy, puściła do mnie oczko i szybkim, zdecydowanym krokiem udała się na miejsce dla najlepszych uczniów. Ale gdyby chociaż była najlepszą uczennicą… Nasza paczka składająca się z Lauren, Kate, Julii, Iliad i mnie zawarła umowę. Obiecałyśmy sobie, że wszystkie przez cały rok będziemy harować jak woły i dostaniemy to stypendium. Tylko Kate się nie udało. Jej ojciec, niezła szycha, przekupił nauczycieli i dyrektora. Podziałało. Córeczka tatusia wychodzi na środek… Niesprawiedliwie. Cholera wie, ile on musiał im zapłacić…

– … Natalie Craven, Julia Hamilton, Samantha Hay… – Pośród nieznanych mi nazwisk znalazła się Julia, kochana i bardzo przyjacielska dziewczyna o śniadej cerze i czarnych, długich włosach, która najbardziej z naszej piątki cieszyła się ze stypendium.

… Iliad Ferretou, Lauren Findlay, Olivia Findlay… – Słysząc nasze nazwiska, miałyśmy niepohamowaną ochotę zbiec z trybun i jak najszybciej zasiąść na tych krzesełkach. Szczęśliwa Iliad posłała buziaka do swoich rodziców.

… Shane Mackay, Ian Martin, Toby Mitchell, Casey Walker i Miles Wright.

Ostatnie nazwiska wyczytane przez pana Robbinsa nie kojarzyły mi się dobrze. Większość z tych facetów to zarozumiali, bogaci sportowcy… Oczywiście z wyjątkiem Casey Walker, kujonki i outsiderki.

– Oto nasi najlepsi uczniowie! – Pan dyrektor wskazał na nas ręką. Ludzie klaskali, gwizdali, a my rozpływaliśmy się ze szczęścia. Po skończonej owacji wręczono nam dyplomy, zrobiono parę zdjęć. Na podsumowanie zakończenia, Robbins wygłosił krótkie kazanie: – Zaczynają się wakacje, czas odpoczynku i zabawy. Nie zapominajcie o waszym bezpieczeństwie i bardzo proszę, uważajcie na siebie! Nie podejmujcie pochopnych decyzji, nie róbcie głupot tylko po to, by zabłysnąć wśród znajomych. I nie zapominajcie, proszę was, o naszej cudownej szkole i waszym cudownym, starym dyrektorze! Życzę wam niezapomnianych, słonecznych wakacji. Do zobaczenia.

Ludzie nagrodzili go brawami, po czym zeszli z trybun i zaczęli udawać się do wyjścia.

– Przekażcie rodzicom, że jutro o 10:30 jest zebranie odnośnie waszego stypendium – dodał pan dyrektor z uśmiechem na ustach. Nikt nie może zaprzeczyć, że był z nas niewyobrażalnie dumny.



oczami Avy



Staliśmy na parkingu oczekując na dziewczyny. To, co przed chwilą się wydarzyło, totalnie odebrało mi mowę. Chciałam, żeby mnie ktoś porządnie uszczypnął i powiedział, że to wszystko nieprawda. Czułam się jak w najgorszym koszmarze. To stypendium miało pomóc naszej rodzinie i spełnić marzenia dziewczynek. Zamiast tego wszystko się skomplikowało. Przecież nie mogę narazić moich córek na niebezpieczeństwo… Nie mogę pozwolić, by dowiedziały się kim tak naprawdę są i skąd pochodzą. Lecz z drugiej strony nie mam wystarczającej ilości pieniędzy na opłacenie studiów obu bliźniaczek…

Poczułam zimną łzę spływającą po moim policzku. Byłam okropnie rozdarta i zdenerwowana do tego stopnia, że nie mogłam powstrzymać się od sięgnięcia po papierosy Drewa, które leżały w samochodzie. Smród był nie do zniesienia, jednak wydawało mi się, że spalenie dwóch czy trzech fajek może mi w jakiś sposób pomóc. Coraz bardziej biłam się z myślami. Muszę im powiedzieć, że się nie zgadzam. One nie mogą tam pojechać. Nie po tym, co Ares powiedział! 

– Palisz? – Odezwał się nagle Drew, mierząc mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, że zaraz wyrwie mi tą cholerną fajkę i sam dopali.

Nie odezwałam się do niego ani słowem. Nie miałam już siły na wytłumaczenia. Chciałam się po prostu odstresować.

– Zawsze mi się wydawało, że nienawidzisz tego, że palę. Wyglądałaś na obrzydzoną… Czemu tak się zachowujesz? – zapytał Drew, który już dłużej nie mógł zdzierżyć tej ciszy pomiędzy nami. – Nie cieszysz się z sukcesu dziewczyn?

– Nie, wszystko w porządku. Jestem dumna z Olivii i Lauren. Może trochę się martwię, ale uwierz, to nic takiego – powiedziałam sarkastycznie, gdyż nie chciałam, żeby coś podejrzewał. On w odpowiedzi uśmiechnął się, po czym odrzekł:

– Wszystko będzie dobrze. Musisz w to tylko głęboko uwierzyć.
Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. Taaa… Drew i jego filozofia...


– Jeju, Livie, nie mogę uwierzyć, że jedziemy do Grecji! – Do moich uszu dotarł śmiech córek. Rzuciłam papierosa na podłogę i przydeptałam go, po czym szybko wsiadłam do samochodu.

– Gratuluję moim księżniczkom! – Drew przytulił bliźniaczki i nakazał im wsiadać do środka.

– To wszystko jest jakieś szalone! – pisnęła uradowana Olivia. – Te studia będą naszymi przedłużonymi wakacjami! Morze, plaża, słońce, Grecy... Nie mieści mi się to w głowie. O, mamo! Jutro jest zebranie, na które musicie iść... 

Zalała mnie krew.

– Nic nie musimy - odburknęłam.

– Jak to? – spytała zdziwiona Lauren.

Zawahałam się przez chwilę czy aby na pewno powinnam im to powiedzieć...

– To nieistotne, bo nigdzie nie jedziecie. – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.

– Ty chyba żartujesz! – zaśmiała się rozbawiona Olivia.

– A więc okłamałaś mnie – wtrącił się Drew. – Nic nie jest dobrze. Czy właśnie odmówiłaś im wyjazdu na studia? Po tej ciężkiej pracy? Po tym co przeszły?!

Zaczęło się robić nieprzyjemnie, ale musiałam być stanowcza.

– Dokładnie.

Lauren prychnęła złośliwie nie dowierzając moim słowom, jednak na razie nic nie mówiła. Oczywiście w przeciwieństwie do jej siostry…

– Oszalałaś?! – ryknęła Liv. – Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że rujnujesz nasze marzenia?! Po jaką cholerę w ogóle wspierałaś nas przez cały rok, opłacałaś nasze korepetycje? Wydawało mi się, że to miało nam pomóc w zdobyciu tego stypendium! Co z ciebie za matka w ogóle?!

– Ej! – krzyknęłam. – Wypraszam sobie, młoda damo! Nie jedziecie i koniec. Kropka. Nie chcę słyszeć ani słowa!

Drew ruszył z parkingu. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Widziałam w lusterku jak Olivia nerwowo zaciskała pięści. Lauren kręciła się niespokojnie, nie wiedząc czy powinna się odezwać. W końcu spytała:

– Możesz chociaż powiedzieć, dlaczego nagle zmieniłaś zdanie?

– To proste. Grecja nie może wyjść z kryzysu, poza tym to niebezpieczny kraj bez przyszłości – skłamałam.

– Jesteś jakaś śmieszna… – zaczęła Olivia. Widząc moje spojrzenie, zamilkła, zaciskając usta w wąską kreskę.

Kiedy dotarliśmy do domu, dziewczyny udały się do swoich pokoi. Słyszałam jak któraś z nich rozbija szkło o ścianę. No pięknie. Znienawidziły mnie. Drew chodził tylko z kąta w kąt, spoglądając na mnie co jakiś czas. On także był zbity z tropu. Nie wiedział jak ma się zachować w moim towarzystwie…

Udałam się do sypialni, bezwładnie opadłam na łóżko i wykręciłam numer do jedynej osoby, która mogłaby mi pomóc. Do jedynej osoby, która znała mój sekret…

– Ava! Jak tam dziewczyny? – odezwała się zaciekawiona mama.

– Mamo… – Głos powoli zaczynał mi się łamać, a po policzkach popłynęły łzy. – Padło na Grecję.

Ucichła. Ją również zszokowała ta wiadomość.

– Posłuchaj mnie… – odezwała się wreszcie. – Obie dobrze wiemy, że to może być niebezpieczne, ale chyba nie ma innego wyjścia. Minęło 18-cie lat… Ares przestał się odzywać, odciął ci dopływ pieniędzy. Kompletnie o was zapomniał… – westchnęła. – Co może się stać? Odbierzesz im taką szansę tylko dlatego, że miał jakąś wizję? Skąd możesz mieć pewność, że nie miał za dużo narkotyków w organizmie? Może wszystko mu się tylko wydawało…

– No tak… Ale jak wytłumaczysz to, że miały te okropne znamiona? – zapytałam, ocierając słone łzy.

– Znamiona znikły. Odpuść sobie… Pozwól im jechać – nalegała.

– Obrazisz się, jeżeli się teraz rozłączę? Potrzebuję czasu, żeby to wszystko przemyśleć – odparłam.

– Dobrze, ale daj mi później znać. Chcę wiedzieć jaką decyzję podjęłaś. Pa.

I rozłączyła się. Przez dobre dwie godziny leżałam w totalnym bezruchu, rozmyślając o moich córkach, Aresie i Grecji… Mama miała rację. Nie mogę zniszczyć im marzeń. Przecież będę miała wszystko pod kontrolą… Nie jestem potworem, tylko kochającą matką. Boję się o dziewczynki, ale te studia mają zapewnić im dobrą przyszłość, dobre życie. Miałam świadomość, że muszę wreszcie podjąć ostateczną decyzję. Tu i teraz.

– Lauren! Olivia! Chodźcie tu!

Nie musiałam długo czekać. Dziewczęta po chwili pojawiły się u progu drzwi. Wyglądały jakby uszło z nich życie. Stały z założonymi rękami, oczekując na to co powiem.

– Przepraszam was za moje obojętne zachowanie – zaczęłam niepewnie. – Byłam trochę nadopiekuńcza. Nie chciałam, żebyście mnie znienawidziły…

– Co nam to da? – spytała złośliwie Olivia.

– Liv, daj mi skończyć. Chcę, abyście… – zawahałam się. – Chcę abyście jechały do Grecji.

Dziewczyny zaczęły piszczeć z radości, przytulać mnie, całować… ,,Mamo kochamy Cię”, ,,Mamo jesteś wspaniała”, ,,Nie wierzę, że się zgodziłaś” – powtarzały. Widziałam tą radość, tą pozytywną energię, ale w ogóle mnie to nie pocieszało.

– Co sprawiło, że zmieniłaś decyzję? – odezwała się Lauren,  uśmiechnięta od ucha do ucha.

– Jesteście dorosłe. I chyba tylko to… – zażartowałam, zmuszając się przy tym do uśmiechu.

– Więc chyba jesteśmy na tyle dorosłe, żeby pójść na bardzo dojrzałą domówkę u Katherine, co? – Zadowolona Olivia szturchnęła mnie lekko łokciem.

– Jakoś trzeba opić koniec szkoły – dodała Lauren.

Pokiwałam głową, mówiąc:

– Uważajcie na siebie.

Pocałowały mnie w policzki z dwóch stron i opuściły pospiesznie sypialnię. Zdezorientowana schowałam głowę w dłoniach, zastanawiając się czy na pewno dobrze robię.

– Jestem z ciebie dumny – odezwał się Drew, który przysłuchiwał się całej rozmowie z dziewczynami. – Tylko kiedy oznajmisz, że nie jestem ich ojcem? – dodał nie oczekując odpowiedzi. Usiadł obok mnie i objął mnie czule.

Najpierw tobie musiałabym wyznać całą prawdę, pomyślałam.


* tympanon - w architekturze średniowiecznej półokrągłe lub ostrołukowe pole, umieszczone w górnej części portalu <klik>




UWAGA! Nowy rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy pod tym postem znajdzie się co najmniej 20 komentarzy... Wypisujecie nam ciągle kiedy dodamy kolejny, a sami nawet nie próbujecie się wysilić, żeby napisać parę słów. Potrzebujemy Waszych opinii, bo chcemy wiedzieć czy ktoś to w ogóle czyta! Same wyświetlenia nie wystarczą i chyba każdy, kto pisze opowiadania doskonale to rozumie... 

Pozdrawiamy,
L&I