Rozdział
I
oczami
Lauren
Na
skórze poczułam lekki powiew wiatru. Zamyślona wpatrywałam się w szeroko
otwarte okno. Białe firany tańczyły na wietrze, nie kontrolując swych ruchów,
będąc poddane jakimś silnym, dziwnym siłom. W pokoju unosił się przyjemny
zapach wilgoci po deszczu. Podeszłam do okna i dokładnie przyjrzałam się
scenerii starego, szkockiego miasta Paisley. Żaden malarz nie mógłby tak
idealnie przekazać tego widoku na płótnie. W oddali można było dostrzec
niewysokie, porośnięte gęstym lasem góry. Na niebie widniała tęcza, a jaskółki fruwały
tak energicznie, jakby miały pokazać wszystkim swą niekończącą się euforię.
Zamknąwszy oczy, wsłuchiwałam się śpiewom ptaków. Po chwili, jedna z jaskółek,
usiadła na parapecie i zaczęła wesoło świergotać. Nie trwało to długo. Ptasi
koncert zagłuszył pisk opon. Na ogół spokojna ulica była dzisiaj wyjątkowo
zatłoczona. Młodzi, elegancko ubrani uczniowie, biegali jak szaleni,
spoglądając gorączkowo na zegarki. Otarłam twarz i westchnęłam, przypominając
sobie o szkole.
Stres
przed tak ważnym i znaczącym dniem zżerał mnie od środka, nie dając zmrużyć
oczu i zasnąć chociażby na chwilę. Moja bliźniaczka Olivia, która spała
smacznie w moim łóżku, nie traktowała poważnie dzisiejszego dnia. Wydawało mi
się, że w ogóle nie była zdenerwowana. Cholera, zazdroszczę jej tego, że jest
taka pewna siebie i podchodzi do wszystkiego z dystansem. Jednak Liv jak każdy człowiek
ma też słabe strony… Dziś w nocy przyszła do mnie, ponieważ dręczyły ją nieustanne
koszmary.
– Dziewczęta, pora wstawać! – W drzwiach stanęła
mama, która wyrwała mnie z zamyślenia.
Na
jej twarzy widniał promienny, szczery uśmiech. Skakała z radości jak mała
dziewczynka, potrząsając przy tym swoimi krótkimi blond loczkami. Nie był to
codzienny widok. Mama często chodziła smutna, zamyślona… Jej głębokie, jasne
oczy niezależnie od samopoczucia, zawsze sprawiały wrażenie przepełnionych
żalem i melancholią. Na pierwszy rzut oka wyglądała na bardzo tajemniczą osobę.
Czasem wydawało mi się, że jest nieszczęśliwa. Ale ona po prostu taka była.
–
Stresujesz się – stwierdziła mama, po czym podeszła do mnie i odgarnęła
z twarzy mój ciemny kosmyk włosów.
– A ty nie stresowałaś się w dzień
ukończenia szkoły? – zapytałam
wtulając się w nią.
– Trochę tak. Rozstanie ze znajomymi, wyjazd na studia,
wkraczanie w dorosłe życie… To wszystko trochę mnie przerastało – westchnęła
przeciągle. - Ale z drugiej strony byłam ciekawa tych wszystkich zmian, które
mnie czekały.
– Szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć jak wszystko się
dalej potoczy. Jeśli coś źle pójdzie, nie będę mogła z tego wybrnąć. Boję się
tego –
przyznałam się bez wahania.
– Lauren, nie możesz uciekać od pewnych spraw, bo i tak ciebie
nie ominą. Mnie w życiu spotkało dużo przykrości, ale
staram się o nich zapomnieć. – Odruchowo spuściła wzrok. – Mam was i czuję się
szczęśliwa.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Miała rację. Muszę nauczyć
się myśleć pozytywnie. Co prawda kończę szkołę, która jest dla mnie drugim
domem, ale zaczynam nowy etap w swoim życiu. Dziś dostanę świadectwo z
wyróżnieniem i dowiem się, gdzie będę mogła dalej studiować. Ponadto, moje
stypendium pokryje większość kosztów. Być może będzie to uniwerek w Oxfordzie
albo nawet Harvard… Kurcze, nie mogę się doczekać! Uwielbiam moją szkołę za to,
że daje nam tyle wspaniałych możliwości.
– Która godzina? – odezwała
się nagle zaspana Olivia, po czym spojrzała na zegar wiszący
na ścianie, który wskazywał godzinę dziewiątą. – Cholera, została
niecała godzina do apelu! Czemu mnie nie obudziłyście?! Nie zdążę się
wyszykować! –
krzyczała podenerwowana, po czym w mgnieniu oka pognała do łazienki.
– Cała Olivia… – Przewróciłam oczami i spojrzałam na zamykające się z
hukiem drzwi mojego pokoju. – Zapewne
teraz całą godzinę będzie siedzieć zamknięta w czterech ścianach.
Nigdy nie mogłam zrozumieć, co ona tak długo robiła w tej
łazience. Potrafiła tam siedzieć godzinami, nie przejmując się kolejką
oczekującą na wejście… Zawsze wkurzało mnie to do tego stopnia, że często nie
mogłam powstrzymać się od ukrócenia czasu, który Olivia spędzała w wannie, co
prowadziło do niechcianych rękoczynów.
– Och, zapomniałam wziąć ze sobą
ubrania. – Liv wróciła się
do pokoju i zabrała ze sobą czarną elegancką sukienkę leżącą na krześle. – O i
Lauren… Słyszałam wszystko. Wiedz, że nawet najmniejszy szept dotrze do moich
uszu. A więc najlepiej zamknij się, delikatnie mówiąc – odparła, posyłając mi
ironiczny uśmieszek.
Miałam ochotę wstać i jej przywalić! Olivia od dziecka zgrywa
wredną, chłodną żmiję z cholerną manierą w głosie, co w pełni pozwala jej królować
na szkolnym korytarzu, gdzie czuje się jak ryba w wodzie. Ponadto należy do tak
zwanej elity. A ja… Spokojna, rozważna dziewczyna, którą uwielbiają nauczyciele
i wszyscy dorośli. Totalne przeciwieństwo tej gwiazdy! Przynajmniej jestem sobą
i za nic w świecie nie chciałabym być tą ciemniejszą, bliźniaczą duszą.
– Lauren, może twoja siostra ma rację. Jak chcesz, żeby
tata zawiózł nas do szkoły, musisz się pospieszyć – rzekła mama.
– Czy ty ją właśnie popierasz? Jak zwykle to ja jestem ta
złą… – westchnęłam. – To raczej ona powinna się pospieszyć. Zdążyłaby, gdyby
się tyle nie pindrzyła. Niech sobie nie myśli, że jak będzie tam siedzieć
godzinami to wyjdę na zakończenie w pidżamie i w klapkach w wilczki. Nie, ona
nie może zepsuć mi dzisiejszego dnia!
Po skończeniu mojej „przemowy“ burknęłam złośliwie. Nie
wiedząc czemu, wydawało mi się, że wszyscy są przeciwko mnie.
– Po prostu rób cokolwiek – mama zmierzyła mnie wzrokiem,
po czym wyszła. Chyba trochę zmęczyła ją moja paplanina.
Nie
narzekając już dłużej, zabrałam się do szykowania. Wyjęłam z szafy moją
śliczną, białą sukienkę z koronką. Ubrałam się i upięłam włosy w ciasnego koka.
Kiedy siostra wyszła z łazienki, umyłam zęby oraz twarz, umalowałam się
delikatnie i pognałam szybko krętymi schodami na dół. Mieszkaliśmy w
dwupiętrowej, bliźniaczej kamiennicy z 1925 roku. Uwielbiałam to pachnące
historią, zabytkowe miejsce. Rozglądnęłam się dookoła. Nikogo nie było. Wszyscy
czekali na mnie w samochodzie. Ubrałam dziesięciocentymetrowe czarne szpilki,
poprawiłam się w lustrze, zamknęłam drzwi i pobiegłam do samochodu.
–
A już myślałem, że się ciebie nie
doczekamy – burknął niecierpliwy tata.
Nieważne.
Ten dzień mimo wszystko będzie dobry.
oczami
Olivii
W drodze do szkoły panowała wyjątkowa
cisza. Wszyscy siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w piosenkę ,,Feeling good”
Michaela Buble. Jedynie tata nucił melodię, nie znając kompletnie słów. Droga
straszliwie mi się dłużyła, choć to zaledwie 10 minut jazdy. Chciałam wyjść
stąd jak najszybciej i znaleźć się na auli, gdzie będę oczekiwać na wyczytanie
swojego imienia i nazwiska przez dyrektora. Nigdy w życiu nie byłam tak
podekscytowana jak teraz! Zawsze marzyłam o wyjeździe z tego nudnego,
deszczowego kraju, a moje stypendium miało otworzyć mi okno na świat.
Spojrzałam ukradkiem na
naburmuszoną Lauren, która ślepo wpatrywała się w spływające po szybie krople
deszczu. Cały czas sprawdzała godzinę, a jej ręce lekko drżały. Wyglądała na bardzo
zestresowaną.
–
Lau, wszystko ok? – przerwałam ciszę.
–
Tak, tak… –
wycedziła przez zaciśnięte zęby
Zdecydowanie było z nią coś nie
tak. Jej ciało drżało coraz bardziej z minuty na minutę, wzrok stał się
nieobecny. Przestała reagować na wszelkie zaczepki, a po chwili zrobiła się
blada jak ściana. Ścisnęła moją rękę tak mocno, że musiałam powstrzymywać się
od okrzyku. Z początku myślałam, iż siostrę męczy stres przed wystąpieniem na
auli pełnej ludzi, ale to nie było to… Zachowywała się tak jakby ją coś
opętało.
– Lauren, cholera,
odezwij się – wyszeptałam do niej tak, aby rodzice siedzący z przodu nic nie
usłyszeli. Mama zaraz wpadłaby w panikę i narobiłaby niepotrzebnego hałasu.
Lauren siedziała w bezruchu jeszcze
przez dobrą chwilę, po czym powoli zaczęła się uspokajać. Rozluźniła dłoń na
moim przegubie i stopniowo zaczęła nabierać normalnych kolorów.
– Już dobrze… – odparła bez przekonania. – Nie zadawaj pytań.
Opowiem ci wszystko jak wrócimy do domu.
– Masz szczęście – odetchnęłam z
ulgą. - Bo już miałam cię walnąć w łeb, żebyś się wreszcie ogarnęła.
Zmroziła mnie wzrokiem. Nikt nie
odezwał się słowem aż do końca drogi. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wokół
krążyli niespokojni uczniowie i nauczyciele. Pasiley Public Charter School
obejmuje naukę od lat przedszkolnych aż do ukończenia szkoły średniej. Spędziłam
tu większość swojego życia. Szaro-biały, zadbany budynek w stylu
klasycystycznym znajduję się w dużym parku, a ogromne wejście z dwóch stron
otoczone jest wysokimi kolumnami, które podtrzymują zwieńczenie w postaci
tympanonu* z napisem „Pasiley School”. Kogoś, kto widzi tą szkołę po raz
pierwszy, może dziwić zaskakująca ilość okien.
Udaliśmy się długim korytarzem do
auli, przeciskając się przez tłum rechoczących licealistów. Biała, nieduża sala
nie była jakoś niezwykle przystrojona. Na środku stał podest z miejscem na
przemówienie, projektor do filmu i specjalne krzesła dla wyróżnionych uczniów,
na których miałyśmy zasiąść. Z tyłu rozwieszona była ogromna, granatowa płachta,
którą wyciągali na wszystkie ważne uroczystości, z przyczepionymi zdjęciami
absolwentów i napisem „Koniec roku szkolnego 2013/2014”. Trybuny, na których siedzieli
uczniowie, nauczyciele i rodzice, były przystrojone biało-bordowymi
serpentynami. Wraz z Lauren odnalazłyśmy Julię, Kate, Iliad i kilka innych
znajomych osób, którzy z przejęciem rozmawiali o jakiejś nowej kontrowersyjnej
parze w naszej szkole. Nie byłam zainteresowana żadnymi sensacjami. Bardziej
martwił mnie stan Lauren…
– Kochani, proszę o spokój! –
odezwała się znienacka pani dyrektor. Była niziutką, słodką brunetką w
śmiesznych okularkach i malutkich bucikach, która zawsze potrafiła poprawić
humor. – Powstańmy, aby odsłuchać hymnu szkoły. Baczność proszę!
Rozległa się poważna, dobijająca
muzyka, przy której zawsze czułam się jak na pogrzebie. O dziwo wszyscy stali w
skupieniu do samego końca. Zaraz potem zjawił się pan Robbins, dyrektor szkoły,
który pozwolił zebranym usiąść.
– Witam wszystkich uczniów,
nauczycieli, rodziców oraz radę pedagogiczną. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy
na tę chwilę – pełną radości i łez wzruszenia, dzięki której niektórzy
absolwenci dostaną wyjątkową szansę na studia w…
I tu nastała chwila ciszy.
Wszyscy bez wyjątku oczekiwali momentu, kiedy to najważniejszy przedstawiciel
szkoły mówi, gdzie najlepsi uczniowie będą się uczyć. Widziałam jak Kate
dobrała się z nerwów do swoich paznokci. Ludzie stali jak słupy soli, a dyrektor
nadal przedłużał tę niecierpiącą zwłoki chwilę. Gdy jego usta zaczęły się
powoli otwierać, w głowie usłyszałam cyrkowy bębenek, który dodał
dramatyczności sytuacji.
– W
Grecji.
Wreszcie to powiedział! Ludzie
zaczęli wiwatować, cieszyć się razem ze szczęśliwcami, którzy wybiorą się na
studia do tego pięknego, gorącego kraju. Iliad, która jest stuprocentową
Greczynką zaczęła płakać z radości. Nikt się tego nie spodziewał! Zwykle
uczniowie jeździli do takich miejsc jak USA, Kanada, Anglia… Na początku byłam
nieco zaskoczona i zastanawiałam się po jakim języku będziemy się tam uczyć.
– Zanim przejdę do sedna
sprawy, chciałbym zaprezentować listę wybitnie uzdolnionych uczniów, którzy
będą mieli przyjemność studiować w pięknym, górzystym miasteczku Litochoro,
które… uwaga, uwaga… znajduje się nad morzem! – Podniósł energicznie ręce do
góry, a ludzie zaczęli głośno klaskać. – Oto dwunastka najlepszych absolwentów Pasiley
Public Charter School, którzy zdali egzaminy końcowe co najmniej na 95% i
uzyskali najlepsze oceny w całej szkole…
Zaczerpnął oddechu, przeczesał
swoją siwo-brązową kozią bródkę i zaczął czytać listę w eleganckiej, skórzanej
teczce:
–
Katherine Bell… – Kate poprawiła niedługie, proste jak drut blond włosy,
puściła do mnie oczko i szybkim, zdecydowanym krokiem udała się na miejsce dla
najlepszych uczniów. Ale gdyby chociaż była najlepszą uczennicą… Nasza paczka
składająca się z Lauren, Kate, Julii, Iliad i mnie zawarła umowę. Obiecałyśmy
sobie, że wszystkie przez cały rok będziemy harować jak woły i dostaniemy to
stypendium. Tylko Kate się nie udało. Jej ojciec, niezła szycha, przekupił
nauczycieli i dyrektora. Podziałało. Córeczka tatusia wychodzi na środek… Niesprawiedliwie.
Cholera wie, ile on musiał im zapłacić…
– … Natalie Craven, Julia Hamilton, Samantha Hay… –
Pośród nieznanych mi nazwisk znalazła się Julia, kochana i bardzo przyjacielska
dziewczyna o śniadej cerze i czarnych, długich włosach, która najbardziej z naszej
piątki cieszyła się ze stypendium.
– … Iliad Ferretou, Lauren Findlay, Olivia
Findlay… – Słysząc nasze nazwiska, miałyśmy niepohamowaną ochotę zbiec z
trybun i jak najszybciej zasiąść na tych krzesełkach. Szczęśliwa Iliad posłała
buziaka do swoich rodziców.
– … Shane Mackay, Ian Martin, Toby Mitchell,
Casey Walker i Miles Wright.
Ostatnie nazwiska wyczytane przez pana Robbinsa
nie kojarzyły mi się dobrze. Większość z tych facetów to zarozumiali, bogaci
sportowcy… Oczywiście z wyjątkiem Casey Walker, kujonki i outsiderki.
– Oto nasi najlepsi uczniowie!
– Pan dyrektor wskazał na nas ręką. Ludzie klaskali, gwizdali, a my
rozpływaliśmy się ze szczęścia. Po skończonej owacji wręczono nam dyplomy,
zrobiono parę zdjęć. Na podsumowanie zakończenia, Robbins wygłosił krótkie
kazanie: – Zaczynają się wakacje, czas odpoczynku i zabawy. Nie zapominajcie o
waszym bezpieczeństwie i bardzo proszę, uważajcie na siebie! Nie podejmujcie
pochopnych decyzji, nie róbcie głupot tylko po to, by zabłysnąć wśród
znajomych. I nie zapominajcie, proszę was, o naszej cudownej szkole i waszym
cudownym, starym dyrektorze! Życzę wam niezapomnianych, słonecznych wakacji. Do
zobaczenia.
Ludzie nagrodzili go brawami,
po czym zeszli z trybun i zaczęli udawać się do wyjścia.
– Przekażcie rodzicom, że jutro
o 10:30 jest zebranie odnośnie waszego stypendium – dodał pan dyrektor z
uśmiechem na ustach. Nikt nie może zaprzeczyć, że był z nas niewyobrażalnie
dumny.
oczami Avy
Staliśmy na parkingu oczekując
na dziewczyny. To, co przed chwilą się wydarzyło, totalnie odebrało mi mowę. Chciałam,
żeby mnie ktoś porządnie uszczypnął i powiedział, że to wszystko nieprawda. Czułam
się jak w najgorszym koszmarze. To stypendium miało pomóc naszej rodzinie i
spełnić marzenia dziewczynek. Zamiast tego wszystko się skomplikowało. Przecież
nie mogę narazić moich córek na niebezpieczeństwo… Nie mogę pozwolić, by
dowiedziały się kim tak naprawdę są i skąd pochodzą. Lecz z drugiej strony nie mam
wystarczającej ilości pieniędzy na opłacenie studiów obu bliźniaczek…
Poczułam zimną łzę spływającą
po moim policzku. Byłam okropnie rozdarta i zdenerwowana do tego stopnia, że nie mogłam powstrzymać
się od sięgnięcia po papierosy Drewa, które leżały w samochodzie. Smród był nie do zniesienia, jednak wydawało mi się, że spalenie dwóch czy trzech fajek może mi w jakiś sposób pomóc. Coraz bardziej biłam się z myślami. Muszę im powiedzieć, że się nie zgadzam. One nie mogą tam pojechać. Nie po tym, co Ares powiedział!
– Palisz? – Odezwał się nagle Drew, mierząc mnie wzrokiem. Miałam
wrażenie, że zaraz wyrwie mi tą cholerną fajkę i sam dopali.
Nie
odezwałam się do niego ani słowem. Nie miałam już siły na wytłumaczenia. Chciałam
się po prostu odstresować.
– Zawsze mi się
wydawało, że nienawidzisz tego, że palę. Wyglądałaś na obrzydzoną… Czemu tak się zachowujesz? – zapytał Drew,
który już dłużej nie mógł zdzierżyć tej ciszy pomiędzy nami. – Nie cieszysz się z sukcesu dziewczyn?
– Nie, wszystko w porządku. Jestem dumna z
Olivii i Lauren. Może trochę się martwię, ale uwierz, to nic takiego –
powiedziałam sarkastycznie, gdyż nie chciałam, żeby coś podejrzewał. On w
odpowiedzi uśmiechnął się, po czym odrzekł:
– Wszystko będzie dobrze. Musisz w to tylko
głęboko uwierzyć.
Zmusiłam
się do lekkiego uśmiechu. Taaa… Drew i jego filozofia...
UWAGA! Nowy rozdział pojawi się dopiero wtedy, gdy pod tym postem znajdzie się co najmniej 20 komentarzy... Wypisujecie nam ciągle kiedy dodamy kolejny, a sami nawet nie próbujecie się wysilić, żeby napisać parę słów. Potrzebujemy Waszych opinii, bo chcemy wiedzieć czy ktoś to w ogóle czyta! Same wyświetlenia nie wystarczą i chyba każdy, kto pisze opowiadania doskonale to rozumie...
Pozdrawiamy,
L&I
– Jeju, Livie, nie mogę
uwierzyć, że jedziemy do Grecji! – Do moich uszu dotarł śmiech córek.
Rzuciłam papierosa na podłogę i przydeptałam go, po czym szybko wsiadłam do
samochodu.
– Gratuluję moim
księżniczkom! – Drew przytulił bliźniaczki i nakazał im wsiadać do środka.
– To wszystko jest
jakieś szalone! – pisnęła uradowana Olivia. – Te studia będą naszymi
przedłużonymi wakacjami! Morze, plaża, słońce, Grecy... Nie mieści mi się to w
głowie. O, mamo! Jutro jest zebranie, na które musicie iść...
Zalała mnie
krew.
– Nic nie musimy -
odburknęłam.
– Jak to? – spytała
zdziwiona Lauren.
Zawahałam się przez
chwilę czy aby na pewno powinnam im to powiedzieć...
– To nieistotne, bo
nigdzie nie jedziecie. – Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
– Ty chyba żartujesz! –
zaśmiała się rozbawiona Olivia.
– A więc okłamałaś mnie –
wtrącił się Drew. – Nic nie jest dobrze. Czy właśnie odmówiłaś im wyjazdu na
studia? Po tej ciężkiej pracy? Po tym co przeszły?!
Zaczęło się robić
nieprzyjemnie, ale musiałam być stanowcza.
– Dokładnie.
Lauren prychnęła
złośliwie nie dowierzając moim słowom, jednak na razie nic nie mówiła.
Oczywiście w przeciwieństwie do jej siostry…
– Oszalałaś?! – ryknęła
Liv. – Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że rujnujesz nasze marzenia?! Po
jaką cholerę w ogóle wspierałaś nas przez cały rok, opłacałaś nasze
korepetycje? Wydawało mi się, że to miało nam pomóc w zdobyciu tego stypendium!
Co z ciebie za matka w ogóle?!
– Ej! – krzyknęłam. –
Wypraszam sobie, młoda damo! Nie jedziecie i koniec. Kropka. Nie chcę słyszeć
ani słowa!
Drew ruszył z parkingu.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Widziałam w lusterku jak Olivia nerwowo
zaciskała pięści. Lauren kręciła się niespokojnie, nie wiedząc czy powinna się
odezwać. W końcu spytała:
– Możesz chociaż
powiedzieć, dlaczego nagle zmieniłaś zdanie?
– To proste. Grecja nie
może wyjść z kryzysu, poza tym to niebezpieczny kraj bez przyszłości –
skłamałam.
– Jesteś jakaś śmieszna…
– zaczęła Olivia. Widząc moje spojrzenie, zamilkła, zaciskając usta w wąską
kreskę.
Kiedy dotarliśmy do
domu, dziewczyny udały się do swoich pokoi. Słyszałam jak któraś z nich
rozbija szkło o ścianę. No pięknie. Znienawidziły mnie. Drew chodził tylko z
kąta w kąt, spoglądając na mnie co jakiś czas. On także był zbity z tropu. Nie
wiedział jak ma się zachować w moim towarzystwie…
Udałam się do sypialni,
bezwładnie opadłam na łóżko i wykręciłam numer do jedynej osoby, która mogłaby
mi pomóc. Do jedynej osoby, która znała mój sekret…
– Ava! Jak tam
dziewczyny? – odezwała się zaciekawiona mama.
– Mamo… – Głos powoli
zaczynał mi się łamać, a po policzkach popłynęły łzy. – Padło na Grecję.
Ucichła. Ją również
zszokowała ta wiadomość.
– Posłuchaj mnie… –
odezwała się wreszcie. – Obie dobrze wiemy, że to może być niebezpieczne, ale
chyba nie ma innego wyjścia. Minęło 18-cie lat… Ares przestał się odzywać,
odciął ci dopływ pieniędzy. Kompletnie o was zapomniał… – westchnęła. – Co może
się stać? Odbierzesz im taką szansę tylko dlatego, że miał jakąś wizję? Skąd
możesz mieć pewność, że nie miał za dużo narkotyków w organizmie? Może wszystko
mu się tylko wydawało…
– No tak… Ale jak
wytłumaczysz to, że miały te okropne znamiona? – zapytałam, ocierając słone
łzy.
– Znamiona znikły.
Odpuść sobie… Pozwól im jechać – nalegała.
– Obrazisz się, jeżeli
się teraz rozłączę? Potrzebuję czasu, żeby to wszystko przemyśleć – odparłam.
– Dobrze, ale daj mi
później znać. Chcę wiedzieć jaką decyzję podjęłaś. Pa.
I rozłączyła się. Przez dobre
dwie godziny leżałam w totalnym bezruchu, rozmyślając o moich córkach, Aresie i
Grecji… Mama miała rację. Nie mogę zniszczyć im marzeń. Przecież będę miała
wszystko pod kontrolą… Nie jestem potworem, tylko kochającą matką. Boję się o
dziewczynki, ale te studia mają zapewnić im dobrą przyszłość, dobre życie. Miałam
świadomość, że muszę wreszcie podjąć ostateczną decyzję. Tu i teraz.
– Lauren! Olivia!
Chodźcie tu!
Nie musiałam długo czekać.
Dziewczęta po chwili pojawiły się u progu drzwi. Wyglądały jakby uszło z nich
życie. Stały z założonymi rękami, oczekując na to co powiem.
– Przepraszam was za
moje obojętne zachowanie – zaczęłam niepewnie. – Byłam trochę nadopiekuńcza.
Nie chciałam, żebyście mnie znienawidziły…
– Co nam to da? –
spytała złośliwie Olivia.
– Liv, daj mi skończyć.
Chcę, abyście… – zawahałam się. – Chcę abyście jechały do Grecji.
Dziewczyny zaczęły
piszczeć z radości, przytulać mnie, całować… ,,Mamo
kochamy Cię”, ,,Mamo jesteś wspaniała”, ,,Nie wierzę, że się zgodziłaś” – powtarzały. Widziałam tą radość, tą
pozytywną energię, ale w ogóle mnie to nie pocieszało.
– Co sprawiło, że
zmieniłaś decyzję? – odezwała się Lauren, uśmiechnięta od ucha do ucha.
– Jesteście dorosłe. I
chyba tylko to… – zażartowałam, zmuszając się przy tym do uśmiechu.
– Więc chyba jesteśmy na
tyle dorosłe, żeby pójść na bardzo dojrzałą domówkę u Katherine, co? –
Zadowolona Olivia szturchnęła mnie lekko łokciem.
– Jakoś trzeba opić koniec
szkoły – dodała Lauren.
Pokiwałam głową, mówiąc:
– Uważajcie na siebie.
Pocałowały mnie w
policzki z dwóch stron i opuściły pospiesznie sypialnię. Zdezorientowana
schowałam głowę w dłoniach, zastanawiając się czy na pewno dobrze robię.
– Jestem z ciebie dumny –
odezwał się Drew, który przysłuchiwał się całej rozmowie z dziewczynami. –
Tylko kiedy oznajmisz, że nie jestem ich ojcem? – dodał nie oczekując odpowiedzi.
Usiadł obok mnie i objął mnie czule.
Najpierw tobie musiałabym wyznać całą prawdę, pomyślałam.
* tympanon - w architekturze średniowiecznej półokrągłe lub ostrołukowe pole, umieszczone w górnej części portalu <klik>